Forum www.wsciekleanioly.fora.pl Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Dziennik pokladowy

 
Odpowiedz do tematu    Forum www.wsciekleanioly.fora.pl Strona Główna » Opowiadania Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Dziennik pokladowy
Autor Wiadomość
stingray
Moderator
Moderator



Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Numizeen-Grudziądz

Post Dziennik pokladowy
Siedziałem sobie w hangarze jak zwykle nie ma nic ciekawego do roboty i dłubałem przy swoim mechu, wiadomo, każdy pilot chce żeby jego mech był najlepszy i jak najmniej zawodny, i ja nie jestem inny, i myślałem ze tak spędzę resztę tego dnia, czyli na poprawianiu i ulepszaniu rożnych części mojego mecha. Ale moje obawy się nie sprawdziły. Otóż w pewnej chwili, kiedy byłem zajęty podłączaniem jakichś elementów pod pancerzem, wpadł do hangaru Vincent (CS_GUARDSMAN_WA) i ledwo wyhamował, a ja walnąłem głowa w pancerz. Jak zobaczyłem jego mecha to się przeraziłem, był odrapany i poobtłukiwany, pomyślałem sobie – No tak, pewnie cos nawaliło – Ale on podbiega do mnie, zdyszany, spocony i brudny, i podaje mi jakieś pudełko – Co to jest? – zapytałem, a on mi mówi ze to jest dziennik pokładowy pilota z eskadry WSCIEKLE_ANIOLY, ale nie tej naszej, tylko tej pierwszej, ale nie wie którego i ze ja mam się tym zając, to znaczy rozkodować zapis i dowiedzieć się do kogo należał mech który znalazł.
Jak tylko usłyszałem to co powiedział, aż mi się oczy zaświeciły i już się nie mogłem doczekać kiedy dostane to w swoje ręce i będę mógł się tym zając. Prawie wyrwałem mu to z ręki i pobiegłem do swojego warsztatu, gdzie miałem komputery i inny sprzęt potrzebny do tego zadania i zabrałem się za odkodowywanie zapisu, nie powiem ze to było łatwe, bo nie było, ten kto stworzył program szyfrujący, znal się na tym co robi, siedziałem nad tym cala noc i udawało mi się odkodowac fragmenty, które łączyły się w całość, a jak dowiadywałem się co przeszedł ten pilot, to wprawiało mnie coraz większe zdumienie.
Otóż, nazywał on się Glen Molosar, i był zastępca dowódcy eskadry (i jednym z najlepszych pilotów o jakich słyszałem, potrafił wyczyniać takie rzeczy z mechem ze aż trudno sobie wyobrazić ze ta maszyna jest do tego zdolna ) W tym dzienniku był zapis ostatnich 24 godzin życia Glena, i ostatniej bitwy jaka stoczył na Numizeen i w przestrzeni kosmicznej, wiec przedstawię chociaż fragment tych zapisów.

„ Po ataku na jednostki wroga, dostaliśmy się w ogień krzyżowy i musieliśmy się rozproszyć, nie widziałem już towarzyszy, ale wiedziałem jak postępować. Zacząłem stosować uniki, których nauczył mnie Victor, stary poczciwy Dodge, wiedział jak to robić. Kiedy już udało mi się wyprowadzić ich w pole, wtedy ja przeszedłem do kontrataku, i salwa za salwa, posyłałem ich w niebyt, ale było ich za dużo, o wiele za dużo, postanowiłem się wycofać i przeczekać to najgorsze i spotkać się z moimi towarzyszami. Jednak kiedy wydostałem się w przestrzeń, to co zobaczyłem, przeraziło mnie, tam były ich tysiące, tak jakby czekali na nas, i nie myliłem się, jak tylko mnie ujrzeli, zaczęli strzelać do mnie ze wszystkiego co mieli, nie chcieli brać jeńców, chcieli się pozbyć każdego z eskadry, żeby nie sprawiali kłopotów i dać do myślenia reszcie planety. Tym razem nie byłem sam, dołączył do mnie Grant, i razem zaczęliśmy przedzierać się przez szeregi wroga, wykonując takie ewolucje ze aż trudno pomyśleć ze ta zabawka potrafi takie rzeczy. Nagle, gdy już było widać koniec „drogi”, ujrzałem potężny błysk z mojej prawej strony, i od razu zrozumiałem co się stało... Biedny Grant, zawsze był rycerski i gotowy do poświęceń, osłonił mnie swoim mechem przed salwa nieprzyjaciela, nie chciałem w to Wierzyć, stałem osłupiały nie wiedząc co robić dalej, to był impuls, zacząłem strzelać we wszystkich kierunkach, nie patrząc gdzie strzelam i do kogo. I nagle nastała cisza... tak głucha cisza jakiej nigdy nie doświadczyłem, kiedy ochłonąłem, rozejrzałem się dookoła, wszędzie walały się szczątki kedów dominium, nie było żadnego, który by się poruszał, nie wiedziałem co zaszło, zaczęło to do mnie docierać, odszukałem roztrzaskany kadłub Granta, i zabrałem go. Zacząłem lecieć przed siebie, do miejsca, w którym byliśmy umówieni, kiedy tam dotarłem, nie zastałem nikogo, postanowiłem zaczekać. Kiedy mijały godziny a nikt się nie zjawiał, postanowiłem zostawić przyjaciela i wiadomość dla pozostałych, o ile jeszcze ktoś żyje, i udałem się na rekonesans, kiedy dotarłem do pasa asteroid, cos rzuciło mi się w oczy, mianowicie migające czerwone światełka, postanowiłem to sprawdzić, wylądowałem na płaskim kawałku przed wejściem do jaskini i zacząłem skanować i wysyłać sygnały, wiedziałem ze nie jest to mądre, ale może tam skrył się któryś z moich towarzyszy, ale nikt nie odpowiedział, a moje skanery niczego nie wykryły, wlot do jaskini był spory, więc dla bezpieczeństwa postanowiłem udać się tam moim mechem, był już dość poważnie uszkodzony i przydałoby mi się trochę spokoju żeby chociaż trochę go podratować. Kiedy wlatywałem do środka nic nie wzbudziło moich podejrzeń, jaskinia jak jaskinia, wiele ich tu jest, dotarłem do sporych rozmiarów komory, stwierdziłem ze tu będzie dobrze. Ustawiłem mecha w pozycji remontowej, reflektory skierowałem na niego i zacząłem go naprawiać, nagle cos zaszeleściło za moimi plecami, kiedy się odwróciłem, niczego nie dostrzegłem, pomyślałem sobie ze to skały trą o siebie i już nie zwracałem uwagi na te dźwięki. To był mój błąd, i to wielki, który miał mnie kosztować bardzo wiele. Kiedy poczułem na swoich plecach ciężar, nie wiedziałem co się dzieje, kiedy to zrzuciłem i zobaczyłem, przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia, były to szczury skalne, a było ich mnóstwo, sięgnąłem po miotacz i zacząłem strzelać w ich kierunku, ale nie widziałem żeby ich ilość się zmniejszała, wręcz przeciwnie, w miejsce jednego roztrzaskanego, jak z pod ziemi wychodziły trzy kolejne, byłem już otoczony, ale jakimś cudem udało mi się dostać do mecha i zamknąć właz, kiedy moje próby uruchomienia mecha spełzły na niczym, zrozumiałem ze te stworzenia są bardziej inteligentne niż mogłoby się tego po nich spodziewać.”

Ostatni zapis był krotki, Glen napisał słowa pożegnania i ze włącza sygnale naprowadzający, ale tak zniekształcony, żeby odstraszał potencjalnego ratującego, a nie zachęcał do ratowania rozbitka, byłem zszokowany tym co przeczytałem, ale również dumny z tego ze jestem pilotem eskadry WSCIEKLE_ANIOLY, i ze będę się starał żeby nie przynieść hańby mojej planecie i pamięci tym, którzy walczyli i ginęli za wolność.
Pon 17:02, 30 Cze 2008 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum www.wsciekleanioly.fora.pl Strona Główna » Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin